czwartek, 29 stycznia 2015

Faworki tradycyjne



W tłusty czwartek nie może zabraknąć faworków. Chrupiące, suto okryte cukrem pudrem – takie są najlepsze! Pyszne bąbelkowe wstążeczki. Jednakże sto razy bardziej wolę je konsumować, niż produkować. O ile smażenie pączków jestem jeszcze w stanie jakoś ścierpieć, to ze smażeniem faworków jestem raczej na bakier:). Faworki wychodzą bardzo kruchutkie, z wieloma pęcherzykami powietrza na powierzchni. Są po prostu pyszne!


Składniki (na duży talerz faworków i miseczkę faworkowych „śmieciuszków”):

125g mąki pszennej
125g mąki tortowej
3 żółtka
3 łyżki śmietany (ok. 80g)
1 łyżka cukru pudru
1 łyżeczka cukru wanilinowego
Szczypta soli (ja daję tyle, ile na końcówce małej łyżeczki)

Dodatkowo: 1 litr oleju do smażenia, cukier puder do oprószenia


Wykonanie:

Obie mąki przesiać do naczynia. Dodać sól, cukier i cukier wanilinowy – wymieszać. Dodać żółtka, śmietanę i spirytus. Wszystko wymieszać łyżką, a następnie zarobić ciasto. Wyrabiać, aż powstanie jednolite ciasto ( będzie trochę twardawe i ciężkie do wyrobienia). Następnie kilkakrotnie uderzać ciasto wałkiem. Należy go uderzać, następnie złożyć ciasto na pół i znowu uderzać. I tak kilkakrotnie. Odstawić ciasto na 15 minut by odpoczęło. Po tym czasie wałkować na grubość ok. 2 mm (lub więcej, jeśli wolicie grubsze faworki). Za pomocą radełka lub noża wycinać paski długości ok. 10cm. Końce pasków odciąć pod ukosem. Każdy faworek naciąć w środku i przewlec jeden koniec przez środek. Odcięte końce faworków w kształcie trójkątów również można naciąć w środku, przewlec i potem upiec (to są właśnie "faworkowe śmieciuszki").
W dość szerokim rondlu rozgrzać olej (powinien mieć 175oC, lecz ciężko złapać tą temperaturę bez termometru, więc zwykle piekę na oko). Na olej wrzucać po kilka sztuk faworków – ilość zależy od tego, jak szeroki macie rondel. Smażyć na złoto z obu stron. Gdyby faworki rumieniły się w zastraszająco szybkim tempie, znaczy, że olej jest za gorący i trzeba zdjąć go na chwilę z ognia. Usmażone, jeszcze gorące partie faworków od razu oprószać cukrem pudrem. Gorące i jeszcze tłuste faworki lepiej „chwytają” cukier puder, co sprawia, że dłużej i ładniej się na nich trzyma. 
Na samym końcu można usmażyć faworkowe „śmieciuszki” (zdjęcie poniżej), czyli odcięte końce i inne pozostałości nieregularnych kształtów. 


Smacznego!





poniedziałek, 26 stycznia 2015

Deser czekoladowo-pomarańczowy



To, że czekolada i pomarańcza kochają się do szaleństwa – to już wiemy. To, że czekolada i galaretka do siebie pasują – znamy to chociażby z niejednego wieczoru spędzonego z delicjami lub mieszanką krakowską. Jak więc wyczarować coś niezwykłego i oryginalnego z czekolady i pomarańczy? Aha, no właśnie! Mus czekoladowy niejednokrotnie przygotowywałam w restauracjach, natomiast pomysł na domową galaretkę pomarańczową podsunął mi jeden z moich ulubionych programów Nigela Slatera, w którym przygotowywał taką właśnie galaretkę. Postanowiłam więc wyczarować elegancki deser, posiadający trzy ważne cechy: wspaniały smak, ciekawą teksturę oraz piękny wygląd.. Połączenie musu i galaretki jest absolutnie genialne! Domowa galaretka pomarańczowa, której kwaskowatość przełamuje gorzki smak czekolady, do tego puszysta bita śmietana, posypana startą czekoladą i kandyzowaną skórką pomarańczową. Nie omieszkam również wspomnieć o dwóch różnych teksturach, które dają podniebieniu dodatkowe, niesamowite doznania, a więc puszystość musu czekoladowego i sprężystość galaretki. Śmiało mogę zaproponować ten deser zarówno jako deser walentynkowy, jak i słodki niedzielny podwieczorek.


Składniki (na 4 porcje, w kieliszkach pojemności 300ml każdy):

Domowa galaretka pomarańczowa:
480ml świeżo wyciśniętego soku z pomarańczy (z ok. 4 średnich sztuk)
4 łyżeczki świeżego soku z cytryny
80g cukru
32g żelatyny

Mus czekoladowy:
130g gorzkiej czekolady (najlepsza będzie kuwertura)
1 jajko (M)
1 żółtko (M)
4 łyżeczki cukru
4 łyżeczki espresso
4 pełne łyżeczki białego rumu (lub innej wódki o ładnym zapachu)
Szczypta soli
½ łyżeczki skórki otartej z pomarańczy
250ml słodkiej śmietany 30 lub 36% tł.

Dodatkowo: bita śmietana, starta czekolada, kandyzowana skórka pomarańczowa

Uwaga: Jeśli deser ma być podany na późne popołudnie lub wieczór, najlepiej wziąć się za przygotowywanie już od rana, ze względu na czas, jaki musimy dać najpierw tężejącej galaretce, a następnie tężejącemu musowi. Dekorację można wykonać zaraz przed podaniem.

Jeśli chodzi o bitą śmietanę do dekoracji, polecam kupić gotową. Na wierzchu deseru potrzebujemy zaledwie mały kleks, a wątpię, że komuś będzie się chciało ubijać 50ml śmietany, a później tę znikomą ilość przekładać do szprycy, by nadać pożądany kształt. Domowa bita śmietana sprawdzi się, gdy deserów będzie na przykład dziesięć. Ale decyzję pozostawiam Wam:). Po to ktoś wymyślił taką śmietanę, by czasami z niej korzystać. Uważam więc, że mały kleksik nie będzie tutaj wielką zbrodnią:).


Wykonanie:

Zaczynamy od galaretki pomarańczowej: wycisnąć sok z pomarańczy, przelać do garnka. Dodać cukier, zagotować. Żelatynę zalać odrobiną zimnej wody, by napęczniała, a następnie wrzucić do gorącego soku i mieszać, aż całkowicie się rozpuści. Gorący sok przelać przez sitko do nowego naczynia, by pozbyć się wszelkich cząstek pomarańczy. Odstawić, by sok się ochłodził. Chłodny przelać do 4 kieliszków (kieliszki pojemności 300ml, lub inne naczynie o takiej pojemności). Kieliszki ułożyć w taki sposób, by galaretka zastygła przechylona. Dobrze się tutaj sprawdza pudełko na buty, układając dwa kieliszki w jedną stronę i dwa kieliszki w drugą. Ale jeśli macie swój patent na pochyłą galaretkę, tym lepiej:). Galaretki odstawić do całkowitego zastygnięcia (w chłodne miejsce lub do lodówki)!. Trwa to kilka godzin.
Mus czekoladowy można zacząć przygotowywać dopiero wtedy, gdy mamy pewność, że galaretki są już zestalone i po postawieniu kieliszka w normalnej pozycji, nie osuną się, czy tez nie spłyną.
A więc: czekoladę posiekać nożem na wiórki (lub zmielić w blenderze). Przygotować garnek z gotującą się wodą (na małym ogniu). Do miski wbić jajko i żółtko. Dodać cukier, szczyptę soli, skórkę z pomarańczy, espresso i rum. Miskę postawić na garnku z gotującą się wodą i ubijać jajka trzepaczką, aż staną się ciepłe i z wierzchu będą puszyste, a z dołu będą jeszcze płynne ( nie można zbyt długo ubijać). Do masy dodać posiekaną czekoladę i dobrze rozmieszać, by utworzyła się jednolita czekoladowa masa bez grudek. Odstawić do przestudzenia. Gdy masa czekoladowa będzie już letnia, można zacząć ubijać śmietanę.
Śmietanę należy ubić prawie na sztywno, tzn. ma być już puchata, ale nie ubita do końca. Śmietanę dodać do masy czekoladowej i delikatnie wymieszać szpatułką. Mus czekoladowy przelać do pucharków z galaretkami. Przed podaniem ozdobić bitą śmietaną, wiórkami czekolady i posiekaną, kandyzowaną skórką pomarańczową. Smacznego!
                      
                                                                              
Karnawałowe Słodkości! Pomarańcze - wszyscy tańczą i ja tańczę Walentynkowe menu

piątek, 23 stycznia 2015

Parzone pączki wg starego przepisu Lucyny Ćwierczakiewiczowej



 Muszę przyznać, że to pierwsze tak udane pączki, które wyszły spod mojej ręki! W zeszłym roku również smażyłam pączki, jednak nie nadawały się wizualnie, by ujrzeć światło dzienne… Jakoś nigdy nie miałam szczęścia do tego wypieku. A to za mało czasu, a to olej się przypalił. Jednak najgorsze było pytanie, które siedziało mi przez cały czas z tyłu głowy „no i gdzie jest ten biały pasek?!”. Teraz już wiem, że pączki powinno się przygotowywać z niesamowitą pieczołowitością, trzymając się proporcji składników, no i czasu. Cierpliwie przygotowywane pączki odpłacą się niesamowitą puszystością i wspaniałym smakiem.
Parzone pączki według starego przepisu Lucyny Ćwierczakiewiczowej, przeszły moje najśmielsze oczekiwania. Pączki te są nieziemsko puszyste, z chrupiącą skórką, w smaku bardzo delikatne. I co najważniejsze – prawie w ogóle nie chłoną tłuszczu! Czegóż więcej chcieć:). Moje pączki nadziałam domową, wieloowocową marmoladą, którą dostałam od przyjaciółki, jednak swoje pączki możecie nadziać również innymi marmoladami, czy też tradycyjną marmoladą różaną. Ostrzegam tylko przed jednym – ciężko się powstrzymać, by nie wziąć kolejnego, a stwierdzenie „to już ostatni” traci tutaj jakikolwiek sens;).


Przepis pochodzi z książki „Jedyne praktyczne przepisy (…)”, wg wydania z 1885 roku, Lucyny Ćwierczakiewiczowej. I co ciekawe, mam w domu tą książkę, niestety zapomniałam ją zabrać z Polski… Przekształcony przepis szczęśliwie znalazłam na stronie SłodkieFantazje.


Składniki (na ok. 25 pączków):

600g mąki pszennej (typ minimum 500)
1 i ½ szklanki mleka
30g świeżych drożdży
100g cukru
1 łyżka cukru wanilinowego (dodałam od siebie)
50g masła
8 żółtek (L)
5 białek (L)
Skórka otarta z ½ cytryny
Szczypta soli
25ml spirytusu

Dodatkowo: 1 i 1 ½ litra oleju rzepakowego do smażenia, duży słoik marmolady


Wykonanie:

Mąkę przesiać do miski. Z całości odebrać 1 pełną szklankę i wsypać do osobnej miski. Jedną pełną szklankę mleka zagotować. Wrzącym mlekiem zalać mniejszą część mąki (najlepiej wlewając mleko cały czas mieszać rózgą lub mikserem, chociaż nawet gdy zrobią się drobne grudki, przy późniejszym łączeniu zaparzonej mąki z masą żółtkową, grudki powinny się rozbić) i dokładnie rozmieszać rózgą. Można dodać jeszcze 2 łyżki mleka.
W osobnej misce utrzeć żółtka ze szczyptą soli, cukrem i cukrem wanilinowym, do osiągnięcia bardzo puszystej i jasnej masy (żółtka powinny przynajmniej dwu lub trzykrotnie zwiększyć swoją objętość).
Drożdże rozpuścić w pozostałej ½ szklance mleka, które powinno być letnie.
Następnie, do zaparzonej mąki, dodawać stopniowo masę żółtkową – ciągle ucierając – na końcu dodać drożdże rozpuszczone w mleku i całość wymieszać. Białka ubić na sztywno. Delikatnie wymieszać z poprzednią masą mączno-żółtkową. Pozostawić na 30 minut do wyrośnięcia.
Masło rozpuścić – przestudzić.
Do wyrośniętego ciasta dodać resztę mąki, skórkę otartą z cytryny oraz spirytus. Ciasto wyrobić ręcznie lub mikserem z hakowatą końcówką (ja preferuję mikser – szybciej i łatwiej). Dla „nieposiadaczy” dużego miksera z hakowatą końcówką, pozostaje wyrobić ciasto ręcznie. W obu metodach ciasto wyrabiać ok. 5 minut. Będzie ono bardzo klejące i dość rzadkie, jak na ciasto drożdżowe. Następnie dodać rozpuszczone masło i ponownie zacząć wyrabiać. Ciasto będzie dobre, gdy zacznie lekko odchodzić od dłoni lub ścianek naczynia.
Wierzch ciasta lekko oprószyć mąką i pozostawić na godzinę do wyrośnięcia.
Po tym czasie blat/stolnicę oprószyć mąką. Wyłożyć połowę ciasta (lekko oprószyć go z obu stron mąką, by nie lepiło się do wałka) i rozwałkować na grubość ok. 1-1,5cm. Naczyniem o średnicy 6 cm np. kieliszkiem do wina wycinać krążki. Na każdy krążek nałożyć łyżeczkę marmolady, przyłożyć drugim krążkiem i zlepić boki, by powstał okrągły pączek. Pączki układać na oprószonym mąką ręczniku papierowym i pozostawić na 40 minut, by jeszcze podrosły i nabrały puszystości. Wszystkie skrawki ciasta drożdżowego należy delikatnie zarobić w kulę – na samym końcu, nie łączyć wcześniej ze świeżym ciastem! Gdy będziecie kończyć lepić pączki, akurat minie ok. 40 minut, więc zaraz po uformowaniu ostatniego pączka, można zacząć smażyć partię, która była ulepiona najwcześniej.
Olej rozgrzać w średnim garnku – lepiej by był wyższy i węższy, by pączki swobodnie pływały i nie dotykały dna garnka. Ja piekłam po dwie sztuki.
I teraz odwieczny problem – kiedy olej jest gotowy do smażenia gdy nie jesteśmy w posiadaniu termometra? Ja wrzucam kawałek ciasta drożdżowego (który zwykle zostaje po ulepieniu wszystkich pączków) i obserwuję czy się szybko rumieni i jest usmażony w środku.
Pączki wrzucać na olej, pierwsze spodnią stroną. Gdy są brązowe z dołu, obrócić na drugą stronę i smażyć, aż druga strona również się usmaży. Nie zanurzać ich łyżką, bo stracą ładny, jasny pasek. Usmażone przekładać na ręcznik papierowy i od razu sypać cukrem pudrem. Smacznego!


Karnawałowe Słodkości!

poniedziałek, 19 stycznia 2015

Placki z jabłkami na mleku skondensowanym z cukrem cynamonowym



Niedziela to dzień, w którym czas płynie wolno, a lenistwo towarzyszy nam już rano, po otworzeniu oczu, gdy to „zakopani w pieleszach” zastanawiamy się czy jeszcze godzinka snu nie będzie wielkim grzechem. W taki dzień możemy sobie również pozwolić na leniwie przygotowywane, nieco bardziej kaloryczne śniadanie. Takim śniadaniem mogą być właśnie placki z jabłkami. Pachnące, chrupiące, słodkie. Placuszki zamiast mleka, jogurtu czy maślanki, zawierają mleko skondensowane, co sprawia, że ciasta nie trzeba dodatkowo słodzić, a i smak placków wydaje się być inny:). Obtoczone w cynamonowym cukrze nabierają niesamowitego smaku i naprawdę – ciężko się od nich oderwać!


Składniki (na ok. 8 średnich sztuk):

1 niepełna filiżanka mleka skondensowanego niesłodzonego 4,5% tł.(ok. 200ml)
4 kopiate łyżki mąki pszennej
1 jajko
1 płaska łyżeczka proszku do pieczenia
1 łyżeczka cukru wanilinowego
1 łyżeczka soku z cytryny

Dodatkowo: zwykły cukier, cynamon, 1 duże jabłko


Wykonanie:

W głębokim talerzu zwykły cukier wymieszać z odrobiną cynamonu. Odstawić.
Jajko roztrzepać z mlekiem skondensowanym, cukrem wanilinowym i sokiem z cytryny. Mąkę przesiać razem z proszkiem do pieczenia i dodać do płynnej masy. Całość wymieszać na jednolitą masę. Jabłko obrać, pokroić w małe plasterki i dodać do masy. Na patelni rozgrzać olej (oleju tyle, by pokrył dno patelni - placuszki by były chrupiące muszą się lekko po bokach frytować). Placuszki smażyć na średnim płomieniu z obu stron. I teraz krok, którego większość z Was nie pochwali, jednak jest on niezbędny do uzyskania wspaniałego smaku placków:). Placki prosto z patelni (zamiast na ręcznik papierowy) wrzucać do talerza z cukrem i obtaczać, by z obu stron były pokryte cukrem. Dla przełamania smaku do placuszków można dodać kleks jogurtu naturalnego lub twarożku, jednak chyba najlepiej smakują one same. Smacznego!





Karnawałowe Słodkości!

piątek, 16 stycznia 2015

Szarlotka sypana


Nie masz jajek? Zrób szarlotkę sypaną. Nie masz miksera? Zrób szarlotkę sypaną. Nie masz czasu? Zrób szarlotkę sypaną! Nie mam pojęcia, kto wymyślił to ciasto, ale z pewnością ułatwił życie wielu osobom kochającym wypieki z jabłkami. Szybkie, proste w wykonaniu i co najistotniejsze – przepyszne. To jedna z najlepszych wersji szarlotek jakie do tej pory robiłam. Po upieczeniu ciasto jest spójne, ma równe warstwy i dobrze się kroi. Jednym słowem – spełnia wszystkie warunki, by postawić go na stole przed gośćmi. Szczerze polecam!

Przepis pochodzi z Internetu, gdzie x-krotnie się powtarza i czasami posiada niewielkie modyfikacje.


Składniki (na ciasto w tortownicy 20-22cm):

1 szklanka mąki pszennej
1 szklanka kaszy manny
½ szklanki brązowego cukru (i tak jak dla mnie było zbyt słodko;))
1 i ½ łyżeczki proszku do pieczenia (kopiate)
125g bardzo twardego (mocno schłodzonego) masła

Dodatkowo:

1 i ½ kilograma słodko-kwaśnych jabłek
1 łyżeczka cynamonu
1 łyżeczka soku z cytryny


Wykonanie:

Piekarnik rozgrzać do 180oC (termoobieg). Dno tortownicy wyłożyć papierem do pieczenia. Zarówno dno, jak i boki tortownicy obficie wysmarować masłem.
Ciasto: mąkę, kaszę manną, proszek do pieczenia oraz cukier umieścić w jednym naczyniu i dokładnie wymieszać, by powstał jednolity proszek. Odstawić.
Jabłka obrać, zetrzeć na tarce o średnich oczkach. Dodać sok z cytryny oraz cynamon – dokładnie wymieszać. Jabłka podzielić na dwie części.
Suche składniki podzielić na 3 równe części – ja zwykle przygotowuje 3 identyczne szklanki i w każdej umieszczam taka samą ilość składników.
Ciasto układać w tortownicy następującymi warstwami:

1/3 suchych składników – wysypać do formy i równomiernie rozłożyć
½ przygotowanych jabłek – wyłożyć na suchą warstwę – wygładzić
1/3 suchych składników – wysypać na jabłka i równomiernie rozłożyć
½ przygotowanych jabłek – wyłożyć na suchą warstwę – wygładzić
1/3 suchych składników – wysypać na jabłka i równomiernie rozłożyć

Na samą górę zetrzeć zimne i twarde masło (na tarce o średnich oczkach) – rozłożyć go równomiernie na całej powierzchni.

Ciasto wstawić do piekarnika i piec 30 minut, po czym przestawić piekarnik na pieczenie góra-dół i piec kolejne 30 minut. Gdyby ciasto pod koniec pieczenia było już zbyt bardzo przypieczone – można go przykryć kawałkiem folii aluminiowej. Po upieczeniu ciasto powinno całkowicie wystygnąć, by wszystkie warstwy się ze sobą zestaliły. Zimne ciasto oprószyć cukrem pudrem. Smacznego!



  


Karnawałowe Słodkości!

środa, 14 stycznia 2015

Puszysty omlet biszkoptowy czy biszkopt z patelni?



To absolutnie fenomenalne! Tak proste, tak pyszne. Można go podać zarówno jako pyszne, słodkie śniadanie, jak i jako składnik deseru. Omlet biszkoptowy z powodzeniem można wykorzystać jako bazę stanowiącą wiele letnich (i nie tylko!) deserów. Krótko mówiąc - jest to najprostszy biszkopt z patelni. Bez pieczenia, bez tortownicy. A jaki jest w smaku? Przepyszny. Smakuje jak prawdziwy biszkopt, jest delikatny i puszysty. Fajne jest też to, że można go wykonać z minimalną ilością cukru, lub w ogóle bez. Zaciekawi to osoby ograniczające spożycie cukru. Jako śniadanie wybornie smakuje z twarożkiem i dżemem, w okresie letnim również z sezonowymi owocami. Jako deser – wystarczy ubić śmietanę, dodać truskawki, maliny lub inne owoce i mamy deser w 15 minut! Rewelacja! Serdecznie zapraszam!

P.S. Ciociu, koszyczek na jajka sprawdził się idealnie! :)


Składniki (na omlet średnicy 20cm):

2 całe jajka (białka i żółtka oddzielnie)
2 łyżki mąki pszennej
1 łyżka mleka
1 łyżeczka cukru wanilinowego
Szczypta soli
Odrobina oleju kokosowego lub zwykłego rzepakowego

Uwaga: podane składniki są na omlet smażony na patelni średnicy 20cm. Gdy chcecie go zrobić na większej patelni, musicie się liczyć z tym, że będzie on płaski. Dlatego dla większej patelni warto podwoić ilość składników.


Jeśli chodzi o wartość energetyczną takiego omletu, wynosi ona ok. 245kcal.

Wykonanie:

Białka ubić na sztywno ze szczyptą soli. Do ubitych białek dodawać żółtka, jedno po drugim, każdorazowo dokładnie i delikatnie mieszając. Na sam koniec dodać mleko oraz przesianą mąkę pszenną – stopniowo, po pół łyżki, delikatnie mieszając.
Na patelni o średnicy 20cm umieścić tłuszcz i rozsmarować za pomocą pędzelka (omlet nie musi pływać w tłuszczu, wystarczy, by powierzchnia całej patelnia była lekko muśnięta tłuszczem). Na rozgrzaną patelnię wylać masę. Smażyć na małym/średnim płomieniu (zależy od rodzaju kuchenki). Omlet jest gotowy do przewrócenia, gdy po podważeniu spód jest złoto-brązowy. Omlet obrócić na drugą stronę i smażyć, aż z tej strony również nabierze złoto-brązowego koloru. Puszysty omlet biszkoptowy jest gotowy! Podawać z ulubionymi dodatkami – dżemem, miodem, twarożkiem. Można go również wykorzystać jako deser. To najprostszy biszkopt z patelni!



niedziela, 11 stycznia 2015

Pani Walewska



Po długiej, poświątecznej przerwie oraz niemożności patrzenia na jakąkolwiek słodycz, następnie po zebraniu sił, nowy rok otwieram ciastem o wdzięcznej nazwie "Pani Walewska":).
Moja mama już od dawna prosiła, żebym je upiekła. I zawsze gdy przychodziło do planowania przyjęcia, w kulminacyjnym momencie pod tytułem „a jakie ciasto”, zawsze padała propozycja „to może Pani Walewska”. A ja, niezbyt chętnie słysząc o Walewskiej, kręciłam nosem i zawsze wyszukiwałam sto innych propozycji. A podwaliną mojej niechęci względem tego ciasta, jest porażka jaką poniosłam  próbując go upiec w momencie, gdy dopiero zaczynałam przygodę z pieczeniem. Nie wiem dlaczego po prostej babce cytrynowej, rzuciłam się na tak głęboką wodę. Teraz jednak, patrząc z perspektywy czasu, ciasto to wydaje się być jednym z prostszych i śmiać mi się chce z błędu , jaki wtedy popełniłam. Nie przyznam się jednak , co wtedy zrobiłam nie tak:).
Tak więc, moja mama po paru ładnych latach w końcu doczekała się domowej Pani Walewskiej. Pyszny przekładaniec, lecz nie należy do moich ulubionych ciast:). Dwa kruche placki, z warstwą dżemu porzeczkowego, cieniutką bezą i prażonymi orzechami, przełożone delikatnym budyniowo-maślanym kremem. Pycha! Tym, którzy znają to ciasto, nie muszę chyba mówić, że smak jest rewelacyjny:). Natomiast tym, którzy go jeszcze nie próbowali, polecam zrobić!


Co do przepisu, wzorowałam się na Moich wypiekach, lecz trochę go zmodyfikowałam, zwłaszcza w kwestii masy budyniowej, która po ugotowaniu budyniu wg przepisu okazała się (moim zdaniem) mącznym glutem. Zwiększyłam więc ilość mleka i jest ok. Poza tym, masa w cieście jest przez to delikatniejsza.
Moja wersja jest również nieco niższa, z cieńszą warstwą kruchego ciasta, gdyż u mnie w domu zawsze słyszę „za grube to kruche ciasto”:).

Składniki (na ciasto o wymiarach 25x35cm):

Kruche ciasto:
500g mąki pszennej
200g masła
6 żółtek
60g cukru pudru
1 łyżka cukru wanilinowego
1 i ½ łyżeczki proszku do pieczenia
Szczypta soli

Beza:
6 białek
1 i ½ szklanki cukru pudru
1 łyżka skrobi ziemniaczanej

Krem budyniowy:
750ml mleka
3 żółtka
3 łyżki mąki pszennej (średnio kopiate)
3 łyżki skrobi ziemniaczanej (średnio kopiate)
3 łyżki cukru
1 łyżka cukru wanilinowego
3-4 krople olejku migdałowego
Ziarenka z 1/3 laski wanilii
200g miękkiego masła + 1 łyżka cukru

Dodatkowo: duży słoik dżemu porzeczkowego, 1 i ½ szklanki posiekanych orzechów włoskich


Wykonanie:

Kruche placki: wszystkie składniki na kruche ciasto umieścić w dużej misce (masło najlepiej posiekać na małe kawałeczki) i wymieszać łyżką, by żółtka zmieszały się z mąką. Następnie zacząć zarabiać ciasto. Gdy składniki w miarę dobrze się połączą, przełożyć wszystko na blat/stolnicę i zagnieść ciasto. Ma być gładkie i jednolite. Ciasto podzielić na 2 równe części.
Przygotować 2 duże blachy (najlepiej te z kompletu piekarnika) oraz 2 arkusze papieru do pieczenia. Na pierwszym arkuszu rozwałkować pierwszą część ciasta. Wałkować tak, by powstał mniej więcej prostokąt. Następnie przyciąć nożem boki ciasta, by prostokąt miał wymiary 25x35cm (oczywiście to od  Was zależy jak duże i jak wysokie chcecie mieć ciasto – ja lubię, gdy kruche ciasto jest cieńsze, stąd takie wymiary).  Tak samo postąpić z drugą połową ciasta (można też oczywiście piec kruche placki w standardowych blachach - wylepiając ciastem dno - bez wałkowania). Oba arkusze z rozwałkowanym ciastem przenieść na blachy. Na obie części rozwałkowanego ciasta wyłożyć po pół słoiczka dżemu i dokładnie rozsmarować. Placki odstawić.
Piekarnik rozgrzać do 175oC.
Beza: białka umieścić w misce i ubić na sztywno. Do sztywnych białek dodawać stopniowo cukier puder (ciągle ubijając). Na samym końcu dodać skrobię i dokładnie zmiksować. Bezę podzielić na pół, a następnie rozsmarować na plackach. Wierzch bez posypać posiekanymi orzechami. Placki najlepiej piec równocześnie, na termoobiegu. Wstawić do piekarnika i piec ok. 25 minut (przy grubiej rozwałkowanym kruchym cieście piec dłużej). Gotowe placki wyjąć i całkowicie ostudzić.
Krem budyniowy: 250ml mleka wymieszać z mąką, skrobią i żółtkami. Resztę mleka (500ml) zagotować z cukrem, cukrem wanilinowym i ziarenkami wanilii. Do gotującego się mleka wlać mieszankę mleko-mąką-żółtka i cały czas mieszając, gotować, aż powstanie gęsty budyń i zniknie posmak mąki. Gotowy budyń przykryć talerzem lub folią i pozostawić do całkowitego ostudzenia.
Miękkie masło utrzeć z łyżką cukru na „puch”. Stopniowo (ciągle miksując), dodawać po łyżce zimnego budyniu. Na samym końcu dodać olejek migdałowy i zmiksować.
Ostudzone kruche placki przełożyć kremem budyniowym i wstawić do lodówki na kilka godzić, by masa stężała. Po wyjęciu oprószyć cukrem pudrem. Smacznego!

Nie mam pojęcia kto i dlaczego kiedyś nazwał to ciasto Panią Walewską. W Internecie informacji się niestety nie doszukałam. Dla zainteresowanych przedstawiam jednak portret Marii Walewkiej i jej króciutką charakterystykę.

Źródło zdjęcia - Wikipedia


Maria z Łączyńskich Walewska (pani Walewska), żona Anastazego Walewskiego, później hrabina d' Ornano (ur. 7 grudnia 1786 w pałacu w Kiernozi niedaleko Łowicza, zm. 11 grudnia 1817 w Paryżu) – metresa (fr. maîtresse – pani, mistrzyni) – czyli po prostu kochanka cesarza Napoleona Bonaparte.
W styczniu 1807 r. Maria Walewska spotkała się z cesarzem Napoleonem, oficjalnie po raz pierwszy widząc go podczas balu w warszawskim Zamku Królewskim. Wkrótce potem, w wyniku awansów, prezentów i liścików cesarza, została jego oficjalną metresą. Sprowadził ją na trzy tygodnie m.in. do swej kwatery w pałacu w Finckenstein, po czym w wyniku podpisania z Rosją i Prusami traktatów pokojowych w Tylży, wyjechał do Paryża i nie jest pewne, czy zabrał Marię Walewską ze sobą. Walewska i cesarz doczekali się potomka o imieniu Aleksander Florian Józef. W późniejszych czasach nawiązała romans z kuzynem Napoleona, hrabią i marszałkiem Francji, Filipem-Antonim d'Ornano, z którym zawarła ślub.

Cały artykuł dotyczący Pani Walewskiej możecie przeczytać na Wikipedii, skąd też pochodzi wyżej napisany "odcinek".