Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Tłusty czwartek. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Tłusty czwartek. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 18 lutego 2020

Pączki pieczone


Komu nie po drodze z tradycyjnymi pączkami? Ja muszę szczerze przyznać, że nie cierpię tego smażenia. Dlatego w tym roku skusiłam się na wersję pieczoną. Tradycyjne pączki dostaniemy w czwartek od niezawodnej teściowej :) O tych pieczonych można powiedzieć wiele – że nie stały obok prawdziwych, że nie smakują tak samo, że to nie to… - owszem, to nie to. Nie jest możliwym, by smakowały tak samo bez kąpieli w tłuszczyku :) ! Ale nie można im zarzucić, że nie są pyszne. Są wyśmienite :) I koniecznie muszą być z marmoladą oraz zanurzone w lukrze i posypane skórką pomarańczową bo to akurat bardzo zbliża je do oryginału :) Kto lubi wyzwania i eksperymenty zachęcam do wypróbowania. A może zastąpią te tradycyjne? Kto wie!


Składniki (na ok. 18 pączków):
500g mąki pszennej
200ml mleka
60g masła
60g cukru
50g świeżych drożdży
3 żółtka
1 łyżeczka cukru wanilinowego lub ekstraktu z wanilii
szczypta soli

Dodatkowo:
1 roztrzepane jajko
½ szklanki roztopionego masła
1 małe opakowanie ulubionej marmolady (u mnie wieloowocowa)
1 szklanka cukru pudru (+ kilka łyżek wody)
1 opakowanie kandyzowanej skórki pomarańczowej


Wykonanie:

Ciasto drożdżowe: mąkę przesiać do miski, dodać cukier, cukier wanilinowy i sól. Wszystko wymieszać. Ze składników uformować kopczyk, a następnie zrobić w nim wgłębienie. Mleko lekko podgrzać, by było letnie. Do mleka pokruszyć świeże drożdże i dokładnie rozmieszać, aż się rozpuszczą (można dodać też łyżeczkę cukru, wtedy drożdże szybciej ruszą). Wlać do wgłębienia i zasypać otaczającą mąką. Miskę przykryć ściereczką kuchenną. Pozostawić na 10-15 minut.
Po 10-15 minutach dodać żółtka – wszystko wymieszać łyżką. Dodać rozpuszczone masło i zacząć wyrabiać ciasto (ręką nie wyrabiam zbyt długo, natomiast gdy używam miksera z hakiem, to ciasto wyrabia się, aż zaczyna odchodzić od ścianek misy). Odstawić na max. 1 godzinę do zwiększenia objętości.
Dużą blachę wyłożyć papierem do pieczenia. Piekarnik rozgrzać do 180oC (termoobieg).
Ciasto wyłożyć na oprószony blat/stolnicę i rozwałkować na grubość ok. 0,5cm. Wykrawać kółka za pomocą szklanki lub kubka o średnicy 7cm. Na kółko nałożyć solidną łyżeczkę marmolady, naokoło niej lekko przesmarować roztrzepanym jajkiem, następnie przykrywać drugim kółkiem, skleić brzegi (jak pierogi) i lekko kulać żeby wygładzić sklejone brzegi. Tak uformowane „pączki” ułożyć na blasze w większych odstępach (bo będą rosnąć :) ). Zostawić na 10 minut, aż podrosną.
W tym czasie przygotować lukier – cukier wsypać do miseczki i dodać kilka łyżek wody – lukier ma mieć konsystencję rzadkiego jogurtu. Gdy będzie za rzadki, dodać cukru, gdy za gęsty – wody.
Podrośnięte pączki posmarować roztopionym masłem za pomocą pędzelka. Wstawić do piekarnika i piec ok. 20 minut (ale najlepiej obserwować), aż nabiorą złoto-brązowego koloru. Wyjąć i chwilkę przestudzić. Jeszcze ciepłe maczać w lukrze (do góry nogami). Najlepiej robić to pączek-lukier-skórka, pączek-lukier-skórka itd. Lukier szybko ścieka z pączków, a chcemy przecież żeby skórka się przylepiła i została na pączkach :) Tak wykończone pozostawić do wystudzenia. Smacznego!


środa, 27 lutego 2019

Pączki hiszpańskie (gniazdka poznańskie)



O matko jak ja kocham te pączki! Są zupełnie inne niż tradycyjne, puchate pączuchy. Równie mięciutkie, ale też niesamowicie wilgotne i rozpływające się w ustach. Z czego wynikają różnice zarówno smakowe, jak i wizualne? Ano z faktu, że pączki hiszpańskie robimy z ciasta parzonego, a nie drożdżowego jak w przypadku tradycyjnych pączków. Do tego są dużo szybsze i łatwiejsze w przygotowaniu (pod warunkiem, że zaopatrzymy się w odpowiedni sprzęt, ale o tym za chwilkę ;)). Przygotowanie zajęło mi zaledwie półtorej godziny. Nie wymagają wyrastania i nadziewania, do tego prezentują piękny kształt. Jak ktoś mnie pyta „a jakie to są te pączki hiszpańskie” to mówię, że to takie mini opony od traktora :D Nic nie poradzę, że w mojej wyobraźni bliżej im do opony niż gniazdka :) Niestety nie znalazłam informacji skąd taka rozbieżność w nazewnictwie i do końca nie jestem pewna, która nazwa jest prawidłowa – pączki hiszpańskie, pączki wiedeńskie czy gniazdka poznańskie? Jeśli ktoś z Was zna odpowiedź na to jakże nurtujące mnie pytanie, niech rozwieje moje wątpliwości :)
Przepis pochodzi z Moich Wypieków, większość korzysta właśnie z tego przepisu i dość często powtarza się on w Internetach :) Na MW wyszło 25 pączków, u mnie 16 :) Ale za to jakich dużych! Tak naprawdę tylko od Was zależy, ile i jak dużych pączków Wam wyjdzie :)


Składniki (na ok. 16 – 20 pączków – zależy od wielkości szprycy):

Ciasto parzone:
250 ml wody
200 g mąki pszennej
100 g masła
4 jajka (M)
szczypta soli

Lukier:
200 g cukru pudru
2 łyżki soku z cytryny
2-3 łyżki gorącej wody

Dodatkowo: minimum 1l oleju rzepakowego do smażenia

Potrzebny sprzęt:

– Szeroki garnek o grubym dnie (sami musicie dobrać z Waszej kuchennej kolekcji, w garnku muszą zmieścić się 3 pączki jednocześnie, a po wlaniu oleju, musi być go na tyle, by pączki swobodnie pływały)
– Szczypce lub łyżka cedzakowa do wyjmowania i przewracania pączków
– Mocny rękaw cukierniczy do wyciskania ciasta (najlepiej materiałowy lub z grubej folii)
– Odpowiednia końcówka (tylka), by wyszły piękne duże pączki – u mnie tylka M1 Wiltona. Tylka może być mniejsza – ale o tym już dalej we wpisie :)
– Papier do pieczenia pocięty na kwadraciki


Wykonanie:

Ciasto: masło umieścić w rondelku razem z wodą. Dodać sól. Doprowadzić do zagotowania (masło musi się całkowicie rozpuścić). Wsypać mąkę i energicznie mieszać, aż ciasto zrobi się jednolite, mięciutkie i tłuste i bez problemu będzie odchodzić od garnka, a na dnie zrobi się biały osad. Odstawić do przestudzenia na ok. pół godziny. Po tym czasie wlać wbijać kolejno jajko po jajku, każdorazowo dokładnie miksując. Odstawić do ostudzenia, gdyż ciasto w momencie pieczenia nie może być ciepłe. Przełożyć do rękawa cukierniczego z odpowiednią końcówką (u mnie tylka M1 Wiltona, jeśli takiej nie macie, możecie użyć zwykłej otwartej gwiazdki, ale największej jaką macie). Przygotować wycięte z papieru do pieczenia kwadraciki wielkości ok. 10x10cm. Na każdy kawałek papieru wyciskać okręgi z ciasta. Przy dużej tylce jak moja M1 wystarczy jeden okrąg, przy mniejszych tylkach można zrobić dwie warstwy ciasta, jedna na drugiej, żeby pączki nie wyszły cienkie jak hula-hop :) W szerokim garnku rozgrzać olej (ja grzałam na indukcji na 8, gdy olej rozgrzał się zmniejszyłam na 6 i tak smażyłam resztę). Pamiętajcie, że kuchenka kuchence nie równa. Dodatkowo, indukcja znacznie różni się od kuchenki elektrycznej czy gazowej i jeśli nie posiadacie termometru musicie pilnować temperatury oleju.


Pączki kłaść na olej papierem do góry, chwilę smażyć z papierem, po czym delikatnie go odczepić od ciasta. Smażyć do zezłocenia (ok. 3 minuty, ale kontrolujcie), po czym odwrócić na drugą stronę i tak samo smażyć. Wyjmować łyżką cedzakową na ręcznik papierowy.
Lukier: najlepiej przygotować go wcześniej. Wszystkie składniki wymieszać. Jeszcze ciepłe pączki zanurzać kolejno wierzchem w lukrze i układać lukrem do góry na kratce, by jego nadmiar ociekł. Pozostawić do zastygnięcia lukru. Smacznego!



środa, 7 lutego 2018

Fritule – chorwackie pączki



Każdy kraj ma swój obyczaj :) W Chorwacji nie może zabraknąć tradycyjnych Frituli. Przygotowywane w okresie Świąt Bożego Narodzenia, festynów czy innych uroczystości, w szczególności na wybrzeżu Kvarnerskim i półwyspie Istria. Są odzwierciedleniem tradycji i sposobu życia w starodawnych czasach, kiedy to jedzenie przygotowywano z ograniczonej liczby składników, ale za to z dużą dozą miłości. I to święta racja – składniki nie są wyszukane, a można z nich wyczarować nie lada rarytas. Chorwackie Fritule przypominają popularne u nas pączki na serku homogenizowanym – są równie szybkie i nie wymagają dodatku drożdży. Do ciasta dodaje się otartą skórkę cytrynową, cynamon, rum lub Rakiję, no i obowiązkowo starte jabłko i rodzynki, co nadaje im miękkości i wilgotności. Z biegiem czasu, niektóre regiony Chorwacji wyspecjalizowały się w swojej wersji tego wypieku, często jednak przepisy są na tyle wymieszane, że ciężko stwierdzić jego pochodzenie :) 


Przeszukując  chorwackie strony internetowe, doszukałam się takiego podziału:

Bračke fritule – Fritule z wyspy Brač, z dodatkiem skórki pomarańczowej
Splitske fritule – jak łatwo się domyślić, wypiek z miasta Split, dodatkiem jest jabłko
Dubrovačke fritule – z regionu Dubrownika, z dodatkiem aromatycznej Rakiji (lozovače) lub rumu
Svetojelenske fritule (Crikvenica) – z miasta Crikvenica, z białym winem
Zagrebačke fritule – Fritule ze stolicy, z dodatkiem jogurtu

Są jeszcze Posne fritule – czyli wersja postna, bez jajek. Jak widać, jest wiele rodzajów tego wypieku, często pomieszanych ze sobą. Ja znalazłam taki właśnie przepis, bo zawiera zarówno akcent ze Splitu, Zagrzebia, jak i Crikvenicy. Korzystałam z tego przepisu i jestem bardzo zadowolona. Fritule wyszły przepyszne, o sprężystym, mięciutkim i  bardzo aromatycznym wnętrzu. Wyczuwalna jest i skórka cytrynowa i cynamon. Całość komponuje się idealnie. I chyba najważniejsza informacja – ciasto w ogóle nie chłonie tłuszczu ! Eureka :) Jeżeli do tej pory nie mieliście pomysłu na „szybki Tłusty Czwartek”, to proponuję skorzystać z tego przepisu :) Naprawdę polecam !


Składniki (na ok. 30 sztuk):

300g mąki pszennej (typ 500)
200g jogurtu naturalnego
2 jajka (L)
1 duże jabłko
50g drobnych rodzynek
2 łyżeczki cukru
1 łyżeczka cukru wanilinowego
1 łyżeczka cynamonu
1 opakowanie (12g) proszku do pieczenia
1 łyżeczka rumu/wódki
Skórka otarta z ½ cytryny
¼ łyżeczki soli

Dodatkowo: olej rzepakowy do głębokiego smażenia


Wykonanie:

W garnku rozgrzać olej. Do smażenia będzie gotowy, gdy po wrzuceniu kawałka ciasta od razu wypłynie i zacznie się smażyć. Bardzo ważne jest kontrolowanie temperatury. Fritule nie mogą zbyt szybko się przypiec, bo w środku pozostaną surowe.
Ciasto: mąkę przesiać z proszkiem do pieczenia i solą. Jajka utrzeć z cukrem i cukrem wanilinowym na puszysto. Dodać jogurt, starte jabłko, rodzynki, skórkę z cytryny i rum/wódkę – wymieszać. Na sam koniec wsypać mąkę i wszystko dokładnie wymieszać.
I teraz są dwie możliwości – albo formujecie Fritule w okrągłe kulki, albo w postrzępione. W przypadku okrągłych kuleczek, należy zamoczyć dokładnie całe dłonie w wodzie i dopiero formować kulki, żeby ciasto się ślizgało. W przypadku postrzępionych nabierać ciasto na łyżkę i zsunąć drugą łyżką do oleju. Smażyć na ciemniejszy kolor. Odsączyć na ręczniku papierowym. Po ostudzeniu oprószyć lub obtoczyć całe w cukrze pudrze (najlepiej nasypać do miski cukru pudru, wrzucić fritule i wymieszać podrzucając). Smacznego!

 

czwartek, 23 lutego 2017

BeaverTails – Ogony bobra



Wiem, że dziś już za późno by je upiec, ale będą jak znalazł na przyszły rok lub inne okazje, gdy będziecie potrzebować coś "pączkowego":)
A więc BeaverTails...Ten tradycyjny kanadyjski przysmak o dziwnej nazwie to nic innego jak odpowiednik naszych pączków, tyle że jego kształt ma przypominać ogon bobra. Bóbr zaraz obok klonu jest symbolem Kanady i jest on głęboko zakorzeniony w dziejach tego kraju. Bóbr był i jest powszechnie występującym w Kanadzie gryzoniem, symbolizującym spryt, pracowitość, a także inteligencję. Takie właśnie cechy przypisywano wczesnym Kanadyjczykom. Nic więc dziwnego, że zwierzę to zostało mianowane symbolem.
Dawniej w Kanadzie piekło się prawdziwe bobrze ogony, a w czasie ich braku, potrawę zastępowano płaskim chlebem formowanym właśnie na kształt ogonów. Jednak historia słodkich ogonów bobra sięga roku 1978, kiedy małżeństwo Hookerów korzystając z rodzinnej receptury babki zdecydowali się na ich sprzedaż podczas święta wspólnoty w mieście Killaloe w Ontario. Babka Hookera przyrządzała te chlebki na śniadanie, polane masłem i posypane cynamonem, cukrem lub dżemem. Sama nazwa „BeaverTails” weszła w życie w roku 1980, kiedy to utworzono pierwszy sklepik z tym przysmakiem na rynku w Ottawie. Od tego czasu ogony bobra stały się tradycją i nieodłącznym elementem wszelkich eventów, festynów i zabaw. Dostać je można w przeróżnych wersjach – z czekoladą, owocami, cukrem.
Szalenie zaciekawił mnie ten przepis, dlatego zdecydowałam się go wypróbować. Zakochałam się w kształcie, a poza tym, uwielbiam cynamon. Zaciekawiło mnie również całonocne garowanie ciasta. Najlepiej zacząć przygotowanie o około 18-19 wieczorem, kiedy to pierwszy raz zagniatamy ciasto, potem ciasto sobie odpoczywa i rośnie przez noc, a rano ponownie go zagniatamy.
Jakkolwiek to brzmi, smażone ogony są przepyszne, pulchniutkie, mięciutkie. Bardzo chrupiące i różnią się znacznie od pączków, bo prawie nie mają "miąższu". Można oczywiście formować nieco grubsze placki - wtedy w środku jest więcej białego wnętrza:) Jak dla mnie ciut za słodkie, ale czyż nie o to chodzi by w tłusty czwartek było do syta? :) Polecam!


Składniki (na całą paterę - ok. 30 ogonów różnej wielkości):

Zaczyn drożdżowy:
260g mąki pszennej (1 i ¾ szklanki)
½ szklanki ciepłego mleka
½ szklanki letniej wody
50g świeżych drożdży

+ 320g mąki pszennej (2 szklanki) – na później

Masa jajeczno-maślana:
60g miękkiego masła
½ szklanki cukru
3 małe jajka
1 łyżeczka cukru wanilinowego
¼ łyżeczki soli

Dodatkowo:
½ małego kieliszka spirytusu (lub wódki)
2 szklanki cukru i łyżeczka cynamonu do obtaczania ogonów


Wykonanie:

Zaczyn drożdżowy: drożdże rozpuścić w mleku i wodzie, dodać do przesianej mąki i wszystko zmiksować na jednolitą masę. Odstawić pod przykryciem na ok. 2-3 godziny.
Masa jajeczno-maślana: wszystkie składniki umieścić w misce i miksować do białości – ok. 2 minuty. Do masy dodać zaczyn drożdżowy i dokładnie zmiksować. Na samym końcu dodać przesianą mąkę (te 320g) i wyrobić gładkie ciasto (ja wyrabiam mikserem z końcówką hakiem). Przykryć i odstawić na całą noc w temperaturze pokojowej.
Rankiem dodać spirytus i jeszcze raz zagnieść ciasto i pozostawić na 1-2 godzin do ponownego wyrośnięcia. Po tym czasie ciasto wyjąć i oprószyć mąką, gdyż jest nieco rzadsze. Z ciasta formować kulki, a następnie spłaszczać i formować w owalne kształty. Placki powinny być bardzo cienkie. Każdy placek naciąć tworząc romby i pozostawić na ok. 10-15 minut na blacie. To akurat tyle, by rozgrzać olej (jego temperaturę sprawdzam wrzucając skrawek ciasta, choć najlepszy jest do tego termometr). Po tym czasie placki smażyć na złoto-brązowo, następnie położyć na moment na ręczniku papierowym i jeszcze gorące wrzucać do cukru cynamonowego i dokładnie obtaczać. Nadmiar cukru strząsnąć. Ogony można również posypać cukrem pudrem, ale wtedy stracą swój urok i ładny kolor ;) Smacznego!

 


wtorek, 21 lutego 2017

Doughnuts – kolorowe oponki



Tłusty czwartek już za parę dni, czas więc zastanowić się jakimi to słodkościami uraczyć domowników. Klasyczne pączki z marmoladą, faworki, a może kolorowe oponki? Ja w tym roku pokusiłam się o amerykański klasyk – pączki z dziurką suto oblane lukrem albo czekoladą. W filmach amerykańskich –najczęściej komediach – policjanci zawsze jedzą w radiowozie dougnuts i popijają napojem :) No i co by mi nie mówiono, te kolorowe pączki zawsze będą mi się kojarzyły z jakimś leniwym policjantem, który marzy o tym, by delikwent dał mu spokój, żeby ten mógł w spokoju dokończyć posiłek:)
W Polsce kiedy nadchodzi TEN dzień, czyli tłusty czwartek, jesteśmy w stanie pochłonąć ogromne ilości pączków. Przyznajcie się, ile razy robiliście ranking „kto zjadł więcej”? :) Kolorowe oponki oprócz tego, że są pyszne, to jeszcze wyglądają cudownie. Takie kolorowe :) Myślę, że nie tylko dzieciaki się skuszą na taką wersję tłustego czwartku. Pączki wyszły pyszne, pulchniutkie, nienasączone tłuszczem. Polecam!


Składniki (na 15 oponek i 15 małych pączuszków):

Ciasto drożdżowe:
450g mąki pszennej
200ml mleka
4 żółtka (L)
40g cukru
40g świeżych drożdży
1 spora łyżka serka twarogowego/homogenizowanego
1 łyżeczka cukru wanilinowego
½ małego kieliszka spirytusu
Szczypta soli

Lukier biały i różowy:
250-300g cukru pudru
2 białka jaj
1 łyżeczka soku z cytryny
Odrobina czerwonego barwinka spożywczego

Polewa z czekolady:
35g czekolady mlecznej
35g czekolady gorzkiej
1 łyżka mleka



Wykonanie:

Ciasto: mleko podgrzać. W letnim mleku rozpuścić drożdże. Mąkę wsypać do miski, zrobić wgłębienie i wlać do niego rozpuszczone drożdże. Przysypać otaczającą mąką. Pozostawić w ciepłym miejscu, aż drożdże „ruszą” i kopczyk się wybrzuszy.
Żółtka utrzeć z cukrem i serkiem, aż masa podwoi objętość i nabierze puszystości. Masę wlać do mąki z zaczynem, dodać cukier wanilinowy, sól  i zagnieść gładkie ciasto (ja zagniatam mikserem z końcówką hakiem). Odstawić na ok. godzinę do wyrośnięcia. Po tym czasie dodać spirytus i delikatnie zarobić ponownie ciasto. Odstawić na ok. 15 minut, aż ciasto podrośnie. W szerokim garnku rozgrzać olej ( jego temperaturę sprawdzam wrzucając skrawek ciasta, choć najlepszy jest do tego termometr). Ciasto drożdżowe rozwałkować i wykrajać kubkiem koła, a następnie kieliszkiem dziurki. Oponki wrzucać na rozgrzany olej i smażyć na złoto-brązowo z obu stron. Wykładać na ręcznik papierowy.
Lukier: białka ubijać na lekką pianę (musi być jeszcze lejąca!), dodać cukier puder i sok z cytryny. Dokładnie wymieszać. Podzielić na 2 części. Do jednej dodać odrobinę czerwonego/różowego barwnika i dokładnie wymieszać. By oponki były równo i gładko pokryte lukrem, należy je zanurzać „do góry nogami” – do połowy oponki. Przełożyć na kratkę, by nadmiar lukru ściekł. Posypać kolorową posypką i pozostawić do zastygnięcia lukru.
Polewa czekoladowa: czekoladę i mleko podgrzewać w kąpieli wodnej – gdyby czekolada zbytnio zgęstniała lub zwarzyła się, należy dodawać po łyżeczce wrzącej wody, aż uzyska powrotem płynność. Podobnie jak z lukrem – pączki zanurzać w czekoladzie i posypać posypką. Oczywiście można użyć innej czekolady, innych barwników i innych ozdób – tutaj jest miejsce na Waszą kreatywność ! :) Dla tradycjonalistów pozostaje cukier puder (to moja ulubiona wersja;)). Smacznego!


 

wtorek, 3 lutego 2015

Faworki pieczone

 

 Dzisiaj znów biorę pod lupę faworki, lecz tym razem wysyłam je na małą terapię odchudzającą. Bardzo mnie zaciekawił przepis na pieczone faworki, gdy po raz pierwszy ujrzałam go na blogu Smak Zdrowia. Nie oszukujmy się, że faworkom smak nadaje tłuszcz. Ciekawa więc byłam, co się stanie z faworkami pieczonymi w piekarniku. Muszę przyznać, że po wyjęciu z piekarnika przeżyłam ogromne rozczarowanie. Miały kształt, oprószyłam je cukrem pudrem, więc wyglądały przyzwoicie. Po spróbowaniu stwierdziłam jednak, że to nie to. Odstawiłam je na werandę i poszłam prasować ubrania. Po obiedzie zanosiłam na werandę sałatkę i otwierając drzwi, buchnął na mnie zapach faworków. Spróbowałam więc jednego, a potem drugiego i…doszłam do wniosku, że nie są takie najgorsze! Dla osób dbających o figurę, taka odchudzona wersja będzie fajną alternatywą na tłusty czwartek. Dla zwolenników tradycyjnych faworków, mogą okazać się niejadalne:). Jeśli więc nie zależy Wam na odejmowaniu kalorii faworkom, skorzystajcie z poprzedniego przepisu na tradycyjne faworki, a przepis na faworki z piekarnika zostawcie osobom na diecie;).


Składniki (na duży talerz faworków):

200g mąki pszennej
100ml jogurtu naturalnego
2 żółtka
1 łyżeczka cukru wanilinowego
Szczypta soli (ja zawsze nabieram na końcówkę łyżeczki)

Dodatkowo: odrobina oleju kokosowego lub zwykłego, cukier puder do oprószenia faworków


Wykonanie:

Mąkę przesiać do miski. Dodać sól. Jogurt ubić z żółtkami i cukrem wanilinowym – wlać do mąki. Wszystko najpierw wymieszać łyżką, do połączenia składników, a następnie zagnieść ciasto. Ostatnią czynnością przed wałkowaniem ciasta jest uderzanie ciasta wałkiem. Należy go kilkakrotnie uderzać wałkiem, następnie złożyć ciasto na pół i znowu uderzać. I tak kilkakrotnie. Odstawić ciasto na 15 minut by odpoczęło. Po tym czasie wałkować na grubość ok. 2-3 mm. Wierzch przesmarować cienką warstwą oleju kokosowego (za pomocą pędzelka). Za pomocą radełka lub noża wycinać paski długości ok. 10cm. Końce pasków odciąć pod ukosem. Każdy faworek naciąć w środku i przewlec jeden koniec przez środek.
Piekarnik rozgrzać do 180oC (termoobieg). Faworki układać na blasze wyłożonej papierem do pieczenia. Wstawić do piekarnika i piec ok. 7-8 minut, aż nabiorą złoto-brązowego koloru (musicie doglądać faworków, bo być może Wasze piekarniki pieką szybciej lub wolniej, a faworki mają tendencję do szybkiego rumienienia się).
Po wyjęciu z piekarnika jeszcze gorące oprószyć cukrem pudrem. Odstawić do całkowitego wystudzenia. Smacznego!


czwartek, 29 stycznia 2015

Faworki tradycyjne



W tłusty czwartek nie może zabraknąć faworków. Chrupiące, suto okryte cukrem pudrem – takie są najlepsze! Pyszne bąbelkowe wstążeczki. Jednakże sto razy bardziej wolę je konsumować, niż produkować. O ile smażenie pączków jestem jeszcze w stanie jakoś ścierpieć, to ze smażeniem faworków jestem raczej na bakier:). Faworki wychodzą bardzo kruchutkie, z wieloma pęcherzykami powietrza na powierzchni. Są po prostu pyszne!


Składniki (na duży talerz faworków i miseczkę faworkowych „śmieciuszków”):

125g mąki pszennej
125g mąki tortowej
3 żółtka
3 łyżki śmietany (ok. 80g)
1 łyżka cukru pudru
1 łyżeczka cukru wanilinowego
Szczypta soli (ja daję tyle, ile na końcówce małej łyżeczki)

Dodatkowo: 1 litr oleju do smażenia, cukier puder do oprószenia


Wykonanie:

Obie mąki przesiać do naczynia. Dodać sól, cukier i cukier wanilinowy – wymieszać. Dodać żółtka, śmietanę i spirytus. Wszystko wymieszać łyżką, a następnie zarobić ciasto. Wyrabiać, aż powstanie jednolite ciasto ( będzie trochę twardawe i ciężkie do wyrobienia). Następnie kilkakrotnie uderzać ciasto wałkiem. Należy go uderzać, następnie złożyć ciasto na pół i znowu uderzać. I tak kilkakrotnie. Odstawić ciasto na 15 minut by odpoczęło. Po tym czasie wałkować na grubość ok. 2 mm (lub więcej, jeśli wolicie grubsze faworki). Za pomocą radełka lub noża wycinać paski długości ok. 10cm. Końce pasków odciąć pod ukosem. Każdy faworek naciąć w środku i przewlec jeden koniec przez środek. Odcięte końce faworków w kształcie trójkątów również można naciąć w środku, przewlec i potem upiec (to są właśnie "faworkowe śmieciuszki").
W dość szerokim rondlu rozgrzać olej (powinien mieć 175oC, lecz ciężko złapać tą temperaturę bez termometru, więc zwykle piekę na oko). Na olej wrzucać po kilka sztuk faworków – ilość zależy od tego, jak szeroki macie rondel. Smażyć na złoto z obu stron. Gdyby faworki rumieniły się w zastraszająco szybkim tempie, znaczy, że olej jest za gorący i trzeba zdjąć go na chwilę z ognia. Usmażone, jeszcze gorące partie faworków od razu oprószać cukrem pudrem. Gorące i jeszcze tłuste faworki lepiej „chwytają” cukier puder, co sprawia, że dłużej i ładniej się na nich trzyma. 
Na samym końcu można usmażyć faworkowe „śmieciuszki” (zdjęcie poniżej), czyli odcięte końce i inne pozostałości nieregularnych kształtów. 


Smacznego!





piątek, 23 stycznia 2015

Parzone pączki wg starego przepisu Lucyny Ćwierczakiewiczowej



 Muszę przyznać, że to pierwsze tak udane pączki, które wyszły spod mojej ręki! W zeszłym roku również smażyłam pączki, jednak nie nadawały się wizualnie, by ujrzeć światło dzienne… Jakoś nigdy nie miałam szczęścia do tego wypieku. A to za mało czasu, a to olej się przypalił. Jednak najgorsze było pytanie, które siedziało mi przez cały czas z tyłu głowy „no i gdzie jest ten biały pasek?!”. Teraz już wiem, że pączki powinno się przygotowywać z niesamowitą pieczołowitością, trzymając się proporcji składników, no i czasu. Cierpliwie przygotowywane pączki odpłacą się niesamowitą puszystością i wspaniałym smakiem.
Parzone pączki według starego przepisu Lucyny Ćwierczakiewiczowej, przeszły moje najśmielsze oczekiwania. Pączki te są nieziemsko puszyste, z chrupiącą skórką, w smaku bardzo delikatne. I co najważniejsze – prawie w ogóle nie chłoną tłuszczu! Czegóż więcej chcieć:). Moje pączki nadziałam domową, wieloowocową marmoladą, którą dostałam od przyjaciółki, jednak swoje pączki możecie nadziać również innymi marmoladami, czy też tradycyjną marmoladą różaną. Ostrzegam tylko przed jednym – ciężko się powstrzymać, by nie wziąć kolejnego, a stwierdzenie „to już ostatni” traci tutaj jakikolwiek sens;).


Przepis pochodzi z książki „Jedyne praktyczne przepisy (…)”, wg wydania z 1885 roku, Lucyny Ćwierczakiewiczowej. I co ciekawe, mam w domu tą książkę, niestety zapomniałam ją zabrać z Polski… Przekształcony przepis szczęśliwie znalazłam na stronie SłodkieFantazje.


Składniki (na ok. 25 pączków):

600g mąki pszennej (typ minimum 500)
1 i ½ szklanki mleka
30g świeżych drożdży
100g cukru
1 łyżka cukru wanilinowego (dodałam od siebie)
50g masła
8 żółtek (L)
5 białek (L)
Skórka otarta z ½ cytryny
Szczypta soli
25ml spirytusu

Dodatkowo: 1 i 1 ½ litra oleju rzepakowego do smażenia, duży słoik marmolady


Wykonanie:

Mąkę przesiać do miski. Z całości odebrać 1 pełną szklankę i wsypać do osobnej miski. Jedną pełną szklankę mleka zagotować. Wrzącym mlekiem zalać mniejszą część mąki (najlepiej wlewając mleko cały czas mieszać rózgą lub mikserem, chociaż nawet gdy zrobią się drobne grudki, przy późniejszym łączeniu zaparzonej mąki z masą żółtkową, grudki powinny się rozbić) i dokładnie rozmieszać rózgą. Można dodać jeszcze 2 łyżki mleka.
W osobnej misce utrzeć żółtka ze szczyptą soli, cukrem i cukrem wanilinowym, do osiągnięcia bardzo puszystej i jasnej masy (żółtka powinny przynajmniej dwu lub trzykrotnie zwiększyć swoją objętość).
Drożdże rozpuścić w pozostałej ½ szklance mleka, które powinno być letnie.
Następnie, do zaparzonej mąki, dodawać stopniowo masę żółtkową – ciągle ucierając – na końcu dodać drożdże rozpuszczone w mleku i całość wymieszać. Białka ubić na sztywno. Delikatnie wymieszać z poprzednią masą mączno-żółtkową. Pozostawić na 30 minut do wyrośnięcia.
Masło rozpuścić – przestudzić.
Do wyrośniętego ciasta dodać resztę mąki, skórkę otartą z cytryny oraz spirytus. Ciasto wyrobić ręcznie lub mikserem z hakowatą końcówką (ja preferuję mikser – szybciej i łatwiej). Dla „nieposiadaczy” dużego miksera z hakowatą końcówką, pozostaje wyrobić ciasto ręcznie. W obu metodach ciasto wyrabiać ok. 5 minut. Będzie ono bardzo klejące i dość rzadkie, jak na ciasto drożdżowe. Następnie dodać rozpuszczone masło i ponownie zacząć wyrabiać. Ciasto będzie dobre, gdy zacznie lekko odchodzić od dłoni lub ścianek naczynia.
Wierzch ciasta lekko oprószyć mąką i pozostawić na godzinę do wyrośnięcia.
Po tym czasie blat/stolnicę oprószyć mąką. Wyłożyć połowę ciasta (lekko oprószyć go z obu stron mąką, by nie lepiło się do wałka) i rozwałkować na grubość ok. 1-1,5cm. Naczyniem o średnicy 6 cm np. kieliszkiem do wina wycinać krążki. Na każdy krążek nałożyć łyżeczkę marmolady, przyłożyć drugim krążkiem i zlepić boki, by powstał okrągły pączek. Pączki układać na oprószonym mąką ręczniku papierowym i pozostawić na 40 minut, by jeszcze podrosły i nabrały puszystości. Wszystkie skrawki ciasta drożdżowego należy delikatnie zarobić w kulę – na samym końcu, nie łączyć wcześniej ze świeżym ciastem! Gdy będziecie kończyć lepić pączki, akurat minie ok. 40 minut, więc zaraz po uformowaniu ostatniego pączka, można zacząć smażyć partię, która była ulepiona najwcześniej.
Olej rozgrzać w średnim garnku – lepiej by był wyższy i węższy, by pączki swobodnie pływały i nie dotykały dna garnka. Ja piekłam po dwie sztuki.
I teraz odwieczny problem – kiedy olej jest gotowy do smażenia gdy nie jesteśmy w posiadaniu termometra? Ja wrzucam kawałek ciasta drożdżowego (który zwykle zostaje po ulepieniu wszystkich pączków) i obserwuję czy się szybko rumieni i jest usmażony w środku.
Pączki wrzucać na olej, pierwsze spodnią stroną. Gdy są brązowe z dołu, obrócić na drugą stronę i smażyć, aż druga strona również się usmaży. Nie zanurzać ich łyżką, bo stracą ładny, jasny pasek. Usmażone przekładać na ręcznik papierowy i od razu sypać cukrem pudrem. Smacznego!


Karnawałowe Słodkości!