Po długiej, poświątecznej przerwie oraz niemożności patrzenia na
jakąkolwiek słodycz, następnie po zebraniu sił, nowy rok otwieram
ciastem o wdzięcznej nazwie "Pani Walewska":).
Moja mama już od dawna prosiła, żebym je upiekła. I zawsze gdy przychodziło do planowania przyjęcia, w kulminacyjnym momencie pod tytułem „a jakie ciasto”, zawsze padała propozycja „to może Pani Walewska”. A ja, niezbyt chętnie słysząc o Walewskiej, kręciłam nosem i zawsze wyszukiwałam sto innych propozycji. A podwaliną mojej niechęci względem tego ciasta, jest porażka jaką poniosłam próbując go upiec w momencie, gdy dopiero zaczynałam przygodę z pieczeniem. Nie wiem dlaczego po prostej babce cytrynowej, rzuciłam się na tak głęboką wodę. Teraz jednak, patrząc z perspektywy czasu, ciasto to wydaje się być jednym z prostszych i śmiać mi się chce z błędu , jaki wtedy popełniłam. Nie przyznam się jednak , co wtedy zrobiłam nie tak:).
Moja mama już od dawna prosiła, żebym je upiekła. I zawsze gdy przychodziło do planowania przyjęcia, w kulminacyjnym momencie pod tytułem „a jakie ciasto”, zawsze padała propozycja „to może Pani Walewska”. A ja, niezbyt chętnie słysząc o Walewskiej, kręciłam nosem i zawsze wyszukiwałam sto innych propozycji. A podwaliną mojej niechęci względem tego ciasta, jest porażka jaką poniosłam próbując go upiec w momencie, gdy dopiero zaczynałam przygodę z pieczeniem. Nie wiem dlaczego po prostej babce cytrynowej, rzuciłam się na tak głęboką wodę. Teraz jednak, patrząc z perspektywy czasu, ciasto to wydaje się być jednym z prostszych i śmiać mi się chce z błędu , jaki wtedy popełniłam. Nie przyznam się jednak , co wtedy zrobiłam nie tak:).
Tak więc, moja mama po paru ładnych latach w końcu doczekała
się domowej Pani Walewskiej. Pyszny przekładaniec, lecz nie należy do moich
ulubionych ciast:). Dwa kruche placki, z warstwą dżemu porzeczkowego, cieniutką bezą i
prażonymi orzechami, przełożone delikatnym budyniowo-maślanym kremem. Pycha!
Tym, którzy znają to ciasto, nie muszę chyba mówić, że smak jest rewelacyjny:).
Natomiast tym, którzy go jeszcze nie próbowali, polecam zrobić!
Co do przepisu, wzorowałam się na Moich wypiekach, lecz
trochę go zmodyfikowałam, zwłaszcza w kwestii masy budyniowej, która po ugotowaniu budyniu wg
przepisu okazała się (moim zdaniem) mącznym glutem. Zwiększyłam więc ilość
mleka i jest ok. Poza tym, masa w cieście jest przez to delikatniejsza.
Moja wersja jest również nieco niższa, z cieńszą warstwą
kruchego ciasta, gdyż u mnie w domu zawsze słyszę „za grube to kruche
ciasto”:).
Składniki (na ciasto o wymiarach 25x35cm):
Kruche ciasto:
500g mąki pszennej
200g masła
6 żółtek
60g cukru pudru
1 łyżka cukru wanilinowego
1 i ½ łyżeczki proszku do pieczenia
Szczypta soli
Beza:
6 białek
1 i ½ szklanki cukru pudru
1 łyżka skrobi ziemniaczanej
Krem budyniowy:
750ml mleka
3 żółtka
3 łyżki mąki pszennej (średnio kopiate)
3 łyżki skrobi ziemniaczanej (średnio kopiate)
3 łyżki cukru
1 łyżka cukru wanilinowego
3-4 krople olejku migdałowego
Ziarenka z 1/3 laski wanilii
200g miękkiego masła + 1 łyżka cukru
Dodatkowo: duży słoik dżemu porzeczkowego, 1 i ½ szklanki
posiekanych orzechów włoskich
Wykonanie:
Kruche placki: wszystkie składniki na kruche ciasto
umieścić w dużej misce (masło najlepiej posiekać na małe kawałeczki) i
wymieszać łyżką, by żółtka zmieszały się z mąką. Następnie zacząć zarabiać
ciasto. Gdy składniki w miarę dobrze się połączą, przełożyć wszystko na
blat/stolnicę i zagnieść ciasto. Ma być gładkie i jednolite. Ciasto podzielić
na 2 równe części.
Przygotować 2 duże blachy (najlepiej te z kompletu
piekarnika) oraz 2 arkusze papieru do pieczenia. Na pierwszym arkuszu
rozwałkować pierwszą część ciasta. Wałkować tak, by powstał mniej więcej
prostokąt. Następnie przyciąć nożem boki ciasta, by prostokąt miał wymiary
25x35cm (oczywiście to od Was zależy jak
duże i jak wysokie chcecie mieć ciasto – ja lubię, gdy kruche ciasto jest
cieńsze, stąd takie wymiary). Tak samo postąpić z drugą połową ciasta (można też oczywiście piec kruche placki w standardowych blachach - wylepiając ciastem dno - bez wałkowania). Oba
arkusze z rozwałkowanym ciastem przenieść na blachy. Na obie części
rozwałkowanego ciasta wyłożyć po pół słoiczka dżemu i dokładnie rozsmarować.
Placki odstawić.
Piekarnik rozgrzać do 175oC.
Beza: białka umieścić w misce i ubić na sztywno. Do
sztywnych białek dodawać stopniowo cukier puder (ciągle ubijając). Na samym
końcu dodać skrobię i dokładnie zmiksować. Bezę podzielić na pół, a następnie
rozsmarować na plackach. Wierzch bez posypać posiekanymi orzechami. Placki najlepiej
piec równocześnie, na termoobiegu. Wstawić do piekarnika
i piec ok. 25 minut (przy grubiej rozwałkowanym kruchym cieście piec dłużej).
Gotowe placki wyjąć i całkowicie ostudzić.
Krem budyniowy: 250ml mleka wymieszać z mąką, skrobią i
żółtkami. Resztę mleka (500ml) zagotować z cukrem, cukrem wanilinowym i
ziarenkami wanilii. Do gotującego się mleka wlać mieszankę mleko-mąką-żółtka i
cały czas mieszając, gotować, aż powstanie gęsty budyń i zniknie posmak mąki.
Gotowy budyń przykryć talerzem lub folią i pozostawić do całkowitego
ostudzenia.
Miękkie masło utrzeć z łyżką cukru na „puch”. Stopniowo
(ciągle miksując), dodawać po łyżce zimnego budyniu. Na samym końcu dodać
olejek migdałowy i zmiksować.
Ostudzone kruche placki przełożyć kremem budyniowym i
wstawić do lodówki na kilka godzić, by masa stężała. Po wyjęciu oprószyć cukrem
pudrem. Smacznego!
Nie mam pojęcia kto i dlaczego kiedyś nazwał to ciasto Panią Walewską. W Internecie informacji się niestety nie doszukałam. Dla zainteresowanych przedstawiam jednak portret Marii Walewkiej i jej króciutką charakterystykę.
Źródło zdjęcia - Wikipedia |
Maria z Łączyńskich Walewska (pani Walewska), żona Anastazego Walewskiego, później hrabina d' Ornano (ur. 7 grudnia 1786 w pałacu w Kiernozi niedaleko Łowicza, zm. 11 grudnia 1817 w Paryżu) – metresa (fr. maîtresse – pani, mistrzyni) – czyli po prostu kochanka cesarza Napoleona Bonaparte.
W styczniu 1807 r. Maria Walewska spotkała się z cesarzem Napoleonem,
oficjalnie po raz pierwszy widząc go podczas balu w warszawskim Zamku Królewskim. Wkrótce potem, w wyniku awansów, prezentów i liścików cesarza, została
jego oficjalną metresą. Sprowadził ją na trzy tygodnie m.in. do swej
kwatery w pałacu w Finckenstein, po czym w wyniku podpisania z Rosją i Prusami traktatów pokojowych w Tylży, wyjechał do Paryża i nie jest pewne, czy zabrał Marię Walewską ze sobą. Walewska i cesarz doczekali się potomka o imieniu Aleksander Florian Józef. W późniejszych czasach nawiązała romans z kuzynem Napoleona, hrabią i marszałkiem Francji, Filipem-Antonim d'Ornano, z którym zawarła ślub.
Cały artykuł dotyczący Pani Walewskiej możecie przeczytać na Wikipedii, skąd też pochodzi wyżej napisany "odcinek".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz